wtorek, 19 lipca 2011

Życie codzienne w Chinach

W porównaniu do Malezji, wielkomiejskie Chiny na pierwszy rzut oka wydają się być zdecydowanie mniej przyjazne i urokliwe. Jadąc taksówką z lotniska mijałam smutne, minimalistyczne budynki, a na ulicach panował nieporządek i hałas. Teraz już wiem, że urok Chin docenia się dopiero po chwili, a tkwi on przede wszystkim w kontrastach, czyli w naszym „europejskim” rozumieniu, absurdach życia codziennego. Rzeczywiście, każdy dzień przynosił nowe niespodzianki dlatego z podekscytowaniem wymienialiśmy się w szkole wrażeniami na temat tego kto czego doświadczył, zobaczył czy zjadł.

Na początku największym problemem okazała się oczywiście bariera językowa, gdyż większość ludzi spotykanych przeze mnie na co dzień, nie rozumiała choćby słowa po angielsku. W prostych sytuacjach wystarczał język migowy, w bardziej skomplikowanych pomagali nam koledzy z Chin. Nie zdawałam sobie jednak sprawy jak bardzo człowiek może być bezradny, gdy chce kupić bilet, gdy chce zamówić coś w restauracji, gdy się zgubił. W jednej chwili stałam się zależna od małego notesika w którym kolega z Chin zapisał „po chińsku” adres zamieszkania i najważniejsze zwroty. Na początku było to bardzo irytujące, po jakimś czasie nauczyliśmy radzić sobie z tymi trudnościami. Co więcej, wszystko wokół przestało już nas tak dziwić. Dowodzi to tezy, że człowiek jest się wstanie przystosować do każdej sytuacji.

Poza barierą językową i milionem innych „szczegółów”, które postaram się opisać w najbliższych dniach na tym blogu, żyjemy sobie w Dalian spokojnie. Osiedle, na którym mieszkamy jest jak na tutejsze realia dość luksusowe, a przede wszystkim czyste i schludne. Co prawda w mieszkaniu na okrągło się coś psuje, wliczając w to elektryczność i internet, ale to już oddzielny temat. Od poniedziałku do piątku mamy zajęcia na kampusie, który wygląda dość imponująco, jest ogromny i bardzo zadbany. Powód jest prosty, studiuje na nim dużo studentów zagranicznych. Zauważyłam, że Chińczycy maja wręcz obsesję na puncie tego co o nich myślimy. Nauczyciele dwoją się i troją by przedstawić nam Chiny z jak najlepszej strony. Organizują wycieczki do urzędów i fabryk, spotkania z przedsiębiorcami oraz usilnie próbują nas przekonać do tego, że w Chinach nie jest tak „jak nam wmawiają na Zachodzie”.

I faktycznie nie jest. Co więcej, "prawdziwa zabawa" zaczyna się gdy opuszczamy ten wykreowany przez nich świat na pokaz. ;)
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz